niedziela, 28 czerwca 2015

Zurych - miasto, które nie jest stolicą Szwajcarii :)

Grüezi Kochani! :-)
Dziś na tapetę idzie Zurych. Chyba najbardziej znane miasto Szwajcarii i z tego powodu przez wielu uważany za jej stolicę - ja sama swego czasu miałam wątpliwości :P 

W Zurychu byłam już niezliczoną ilość razy, ale nie wiedzieć czemu, nigdy nie zrobiłam dużej ilości zdjęć. Chyba, że mówimy o zdjęciach w klubie ;)
Dlatego też to co Wam pokażę to mieszanka zdjęć z dwóch wycieczek - z listopada 2014 i maja 2015. Miłego oglądania :)

Zacznę od pierwszej wycieczki. Na początek chcę Wam pokazać jezioro Zuryskie, które stało mi się bliskie :) 
[jeżeli nie czujesz tego rymu kliknij -->tutaj<--- aby przeżyć cudowne doznania muzyczne :) ]


I znowu te mewy!







I ja z jeziorem w tle :)


I znowu ja, ale kilka miesięcy później :)


Niech mi ktoś powie, czy u nas w Polsce też są takie okropne kaczki? Jak widzę te szatańskie oczy to aż się boję :(



Przy odpowiedniej pogodzie można z jeziora Zuryskiego można zobaczyć Alpy - tutaj nawet jako tako je widać :)



Wydawać by się mogło, że jak Szwajcaria to taki piękny, bogaty, cywilizowany kraj to i problemem dzikich śmieci potrafi się zająć. Nic bardziej mylnego!


Owszem, bardzo przywiązują uwagę do segregacji śmieci, co jest jak najbardziej na plus. W sklepach takich jak Migros i Coop są miejsca do wyrzucania butelek PET, baterii. W wielu miejscach w mieście są specjalne kontenery na aluminium, szkło zielone, szkło białe, brązowe, oddzielne pojemniki na butelki po winie. W sklepach kupuje się oddzielne worki na kompost, a raz w miesiącu służby zbierają papier i tekturę, które powiązane sznurkiem zostawia się przy ulicy. Opłata za wywóz śmieci jest wliczona w cenę worków na śmieci "ogólne". Każda miejscowość ma swoje specjalne worki - różnią się kolorami folii i ceną, a na każdym jest napisana nazwa miejscowości. Opakowanie 10ciu worków o pojemności 35l kosztuje 15-25 franków w zależności od miejscowości. Co tydzień zapełnione worki wystawia się przed dom - jeżeli śmieci są w niewłaściwym worku, służby ich nie zabiorą, a jeżeli mamy pecha to możemy dostać za to karę 100 franków. 

Problem stanowią jednak śmieci "dzikie". Najczęściej widoczne są np. po weekendzie, kiedy to ludzie spotykają się w parku lub nad jeziorem, czy rzeką, rozpalają grilla i wspólnie spędzają czas. Wszystko fajnie, ale czy trzeba zostawiać po sobie syf? Tym bardziej, że kosze na śmieci są usytuowane dość gęsto. Nie byłoby problemu, gdyby to wszystko znikało zaraz po weekendzie. Często jednak widzę te same śmieci leżące przy drodze tygodniami.
Ale to na pewno Ci wstrętni imigranci :P

Żeby nie było, że tak bardzo narzekam, wracam do przyjemności :)
Fajnie, że w środku dużego miasta można sobie popływać (albo popatrzeć... :)


... na sztukę nowoczesną oczywiście! :)




I na zagubione kaczki w środku tłumu (którego nie widać, ale był).


Zurych to także protestancki kościół Grossmünster - cytując za Wikipedią, najbardziej charakterystyczny element zuryskiej architektury.



I inne równie urokliwe budynki nad rzeką Limmat.




I tym polskim pozytywnym akcentem kończę wpis :)
Do zobaczenia za dwa tygodnie! :)


Trzymajcie się ciepło :)
Pozdro, tschüss, bis bald!
Kasiek :-)

niedziela, 14 czerwca 2015

Takie tam weekendowe wyprawy

Grüezi Kochani! :-)
Dzisiaj nie będzie gór, pięknych jezior, czy innych spektakularnych widoków. Nie zawsze jest czas i pieniądz na takie podróże, ale Szwajcaria ma to do siebie, że właściwie wszędzie znajdzie się coś ładnego do poobserwowania. Dlatego też ostatnimi czasy zwiedzałam głównie moje bliższe lub dalsze okolice. 
Na pierwszy plan idzie Brugg - miejscowość oddalona o ok.10 km od mojej mieściny. Większość zdjęć zrobiłam w okolicach samego miasta, wśród pagórków leśnych i łąk zielonych :)




W Szwajcarskich lasach (oprócz drzew) są też bunkry. Więc jest całkiem spoko :)


Często można też natknąć się na kozy, owce lub krowy - obowiązkowo z dzwonkami! :)


Są też wszechobecne grube szwajcarskie koty.


A poniżej kilka zdjęć zrobionych już w mieście. Obowiązkowo rzeka :)


Natknęłam się też na flagę, która wygląda jak nasza polska, ale wydaje mi się, że to chyba jednak nie to. Mimo wszystko miło popatrzeć :)


Na każdym kroku można też natknąć się na modern art w różnym wydaniu. Czasem nie staram się nawet zrozumieć zamysłu autora, bo mój mózg nie wszystko ogarnia :)


Chyba większość szwajcarskich miasteczek posiada urocze stare miasto z brukowymi uliczkami, starymi kamienicami, w których obowiązkowo znajdują się kolorowe okiennice.


A poniżej ciekawostka: leśna ścieżka zdrowia. Jest do dość popularne w okolicznych lasach - trasa biegowa (ok. 3 km), przy której znajdują się stacje z różnymi ćwiczeniami. Bardzo fajne urozmaicenie dla treningu :)

 




Tak wyglądała wycieczka po Brugg, a poniżej kilka zdjęć ze spaceru bliżej mojego mieszkania. Poszłam na spacer po zalesionym wzgórzu, a wylądowałam na wieży ciśnień, która znajdowała się na jego szczycie. Pogoda była przednia, więc miałam widok na całą okolicę, a nawet na Zurych, który jest oddalony o jakieś 30 km.





Dzisiaj dość krótka (foto)relacja, bo weny jak nie było, tak nie ma ;)
W głowie szykuję już post o szwajcarskim jedzeniu, porównaniu cen w różnych sklepach i różnych innych ciekawostkach jedzeniowych. Zbieram materiał odkąd tutaj jestem ;)

Trzymajcie się ciepło :)
Pozdro, tschüss, bis bald!
Kasiek :-)


niedziela, 17 maja 2015

Niedziela w Misiowym mieście :)

Grüezi Kochani! :-)
Ależ ten czas leci... Robię coraz większe postępy w olewaniu bloga - dwa miesiące bez żadnego wpisu! :) Żeby temu zaradzić, myślę nad małą zmianą stylu - zamiast bardzo obszernych postów od święta postaram się wrzucać nieco krótsze, może mniej treściwe, dotyczące życia codziennego, a nie tylko okazjonalnych wyjazdów. Ustalam konkretny cel - jeden wpis co dwa tygodnie, powiedzmy w niedzielę. Mam nadzieję, że to będzie mnie skutecznie motywować do systematycznego pisania :)

Jak wszyscy wiedzą, 10 maja odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Polacy mieszkający poza granicami kraju mają dwie możliwości głosowania: korespondencyjnie lub osobiście. Niestety spóźniłam się z głosowaniem korespondencyjnym, ponieważ chęć udziału należy zgłosić najpóźniej na 15 dni przed dniem wyborów. Pozostała mi jedynie opcja stawienia się w siedzibie Ambasady RP, która znajduje się w Bernie - w tym celu należy się zarejestrować najpóźniej na 3 dni przed wyborami. Jako ciekawostkę dodam, że w tej komisji wyborczej zarejestrowało się ok. 3000 obywateli. 
Berno jest oddalone o ok. 1,5 godziny pociągiem od Baden (lub o 20 CHF ze zniżką :P), ale uważam, że głosowanie to nie moje prawo lub tym bardziej przywilej, ale obywatelski OBOWIĄZEK. A poza tym była to dobra okazja do zwiedzenia kolejnego miejsca w pięknej Szwajcarii :)

Oto czym przywitała mnie stolica Szwajcarii:


Jak mówi stare polskie porzekadło: albo grubo, albo wcale! Bo przecież niem. dick to po polsku gruby. A wyście myśleli, że co? Świntuchy :P

W Bern zobaczyłam niezliczoną ilość dziwnych rzeźb

Omnomnomnom :)



Jedną z atrakcji jest wieża zegarowa z 1530 roku - Zytglogge. Ponoć na cztery minuty przed każdą pełną godziną figurki zegara poruszają się - nie wiem, nie widziałam, ale wierzę internetom :)


A tak prezentuje się jedna z głównych uliczek Starego Miasta - Kramgasse, na której rozwieszone są flagi wszystkich szwajcarskich kantonów.


Po całym Starym Mieście rozsiane są piwnice z takimi oto drzwiami wejściowymi:


Co ciekawe, znaczna ich część jest nadal użytkowana - znajdują się w nich sklepy, kawiarnie, czy nawet kluby.




Piwnicę taką posiada też Einsteinhaus - dom, w którym na początku XX w. mieszkał wraz ze swoją rodziną Albert Einstein. Tutaj opublikował swoją teorię wyjaśniającą efekt fotoelektryczny w oparciu o zasady mechaniki kwantowej.



Cytując za wikipedią, Berno zostało założone w 1191 roku przez księcia Bertolda V Zähringena, który według legendy nazwał je Bern (niem. Bär - niedźwiedź), ponieważ zabił tam niedźwiedzia podczas polowania. Dziś miś znajduje się w herbie miasta i jest jego symbolem. Z tego tytułu w całym mieście można znaleźć misie we wszelakiej postaci.

Miś do ujeżdżania
Miś w zbroi
Miś lewitujący



W środku miasta znajduje się nawet park z żywymi misiami, ale niestety teraz był zamknięty (bo remont), a misie przeniesione. Ponoć mają wrócić jesienią, więc może wtedy się tam wybiorę.

Oprócz niedźwiedzi i tajemniczych drzwi Berno to także piękne widoki.



Katedrę (wieża po lewej) widziałam niestety tylko z zewnątrz (bo koncert).















A w drodze do ambasady było tak:


Zastanawiałam się, czy w tej strefie można chodzić środkiem ulicy. Uznałam to za odpowiedź twierdzącą :)


A taki widok roztacza się z ulicy Elfenstrasse, przy której znajduje się Ambasada RP.



To by było na tyle :) Tak ja pisałam na początku, postaram się dodawać krótsze, mniej czasochłonne wpisy, ale częściej niż dotychczas. Bo chyba gorzej już być nie może! :)

CIEKAWOSTKA #9: Służba wojskowa w Szwajcarii jest obowiązkowa. Każdy mężczyzna musi przejść szkolenie wojskowe, a następnie co roku (od 19 do 34 roku życia) odbywać miesięczną służbę. 

Pozdro, tschüss, bis bald!
Kasiek :-)